Dwa krasnale mają przyjemność zaprosić na krótki rejs po Edynburgu – co warto zobaczyć, gdzie zjeść? Jak się bawiliśmy i po co polecieliśmy? Choć wypad był krótki, bo zaledwie pięciodniowy, w stolicy Szkocji mam już kilka swoich ulubionych miejsc, pracowałam głównie nad rozbudowaniem mapy kulinarnej, o czym traktuje znaczna część wpisu, a żeby dowiedzieć się o co kaman z tymi krasnalami, nie masz wyboru, czytaj (patrz) dalej!
No dobra, trochę przesadziłam z tym „oprowadzaniem” po Edynburgu, prawda jest taka, że trafiliśmy na jeden z zimniejszych tygodni lata, co na północy UKeja znaczy mniej więcej: sroga zima. Trochę wstyd się przyznawać, ale nosiłam kozaki (nieocieplane, huuura!) i wełniany kapelusz, a i tak większość czasu na zewnątrz musiałam mocno koncentrować się na zatrzymaniu ciepła i szybkim dotarciu z punktu E do F (standardowe A i B pozostawiłam konserwatystom). :)))
O, tutaj możecie podejrzeć nasze outfity. Ja naprawdę nie wiem, jakim prawem facet zawsze wygląda dobrze?!
A tu proszę bardzo, obiecane: Pan i Pani Krasnalowa. Zdjęcie zrobione pod drzwiami Camera Obscura, z której ostatecznie zrezygnowaliśmy. Jestem wielką fanką kreatywnych rozwiązań i interaktywnych muzeów, ale po warszawskim Koperniku i londyńskim The National History, mam przesyt. Ktoś był?
Pierwsze miejsce absolutnie warte odwiedzenia to kawiarnia The Chocolate Tree (przy 123 Bruntsfield Pl). Serwują przepyszne herbaty, świetne ciasta (choć dla mnie zbyt słodkie) i REWELACYJNE lody. Jedna gałka to wielkość przeciętnych trzech, więc musicie wyobrazić sobie moją minę, gdy po raz pierwszy zamówiłam dwie… Od kiedy odkryliśmy to miejsce, bywaliśmy codziennie. Tęsknię bardzo za smakiem kokosowym! Nochal miałam czerwony z zimna, ale lody jadłam dzielnie – takie dobre!
Najlepszą kawę w Edynburgu serwują z kolei w The Caffeine Drip (przy 10 Melville Place). Zupełnie inne doznanie! Nie wiem, jak opisać ten smak, poza tym, że to istne niebo na ziemi. #Foodgazm! Ponadto obsługa bardzo miła.
Menu typowo lunchowe – kilka zup i wiele rodzai kanapek. Na słodko, słono, w bajglu, panini… Zestaw poniżej wcinałam długimi godzinami. Wspaniale! W ostatni dzień wpadliśmy na śniadanie, gdzie zajadałam się tostami panierowanymi w jajku z dodatkiem wanilii, przystrojonymi grillowanym bananem. Nic mi więcej nie było trzeba.
Masz ochotę na świetnego burgera? Wpadaj do The McKirdy’s Steakhouse przy 151 Morrison Street. Nie jestem fanką tego typu potraw (no może za wyjątkiem Zymftu w Żorach), ale ten był naprawdę dobry. PM potwierdza.
Jeśli nie należysz do amatorów stejków, może zainteresuje Cię kuchnia wietnamska? Vietnam House Restaurant (1-3 Grove Street), zaraz obok stejkowni, oferuje niewielkie menu, ale nadrabiają eksplozją smaków. Porcje są ogromne, spokojnie miałabym swoją zupę na dwa syte obiady. To co widzicie na zdjęciu poniżej to danie PM, zawinięte w liście lotusa. W pierwszej chwili myślałam, że to taki wietnamski gołąbek i że wcina się w całości. Na szczęście mój towarzysz życia miał tyle zdrowego rozsądku, żeby darować sobie zjadanie ususzonych liści. Całkiem słusznie ;)
Widzicie, każdy znajdzie coś dla siebie :) Najedzeni już? No to lecimy dalej, żeby nie było, że zupełnie nic nie widziałam.
Urzekł mnie ten… ganek (?)
Oho, ruda-maniaczka fajnych drzwi. Poczułam się trochę jak w domu :P
Szkocja zachwyciłaby mnie dużo bardziej, gdyby raz- było cieplej, dwa – nie fakt, że od 5 lat mieszkam w Anglii, a Edynburg to podobne klimaty, tylko, że czerwoną cegłę wymienili na szarą. :)
Jeśli czytaliście mój strumień myśli, wiecie, że głównym powodem zmiany otoczenia, była potrzeba stworzenia szczegółowych planów na następne miesiące. W tym aspekcie wypad udał nam się znakomicie – przywiozłam ze sobą tony zapisanych kartek (ale wiecie, takie rozsądne tony, co to się w podręcznym bagażu mieszczą), kalendarze i planery wypełniły się tekstem, a ja od dnia przylotu sumiennie realizuję wszystkie postanowienia. Muszę przyznać, że moje wnętrze nieco się uspokaja, gdy zwyczajnie w świecie wiem co robić.
Odbiegając od tematu – próbowaliście (a raczej próbowałyście) kiedyś cyknąć sobie zdjęcie z tej perspektywy? Albo moje nogi przypominają gigantyczne parówki, albo wychodzą poza kadr, albo cała ja mieszczę się na zdjęciu. Trudne to było, aż męża musiałam na pomoc wzywać.
Na koniec, już zupełnie nieedynburgowo, chciałam podzielić się z Wami moim sukcesem, wcale nie małym. Dostałam wspaniałego maila od jednej z Czytelniczek, Patrycji, która pięknie opisała swoją drogę fotograficzną. To dla mnie ogromna radość patrzeć, jak się rozwijacie. Nie przypuszczałam, że moje wpisy prawdziwie motywują. Zresztą zobaczcie sami, jak opisałam to na moim fp; Patrycja, jeszcze raz wielkie brawo!
PS Jeśli i Ty robisz teraz lepsze zdjęcia, dzięki treściom zamieszczanym na tym blogu i masz ochotę zmotywować innych i udowodnić razem ze mną, że SIĘ DA!, napisz do mnie koniecznie (kontakt@jestrudo.pl); pamiętaj, aby załączyć 2 zdjęcia: z kiedyś i aktualne i w kilku słowach opisać swoją historię.
Buziakiii!!!
Pozytywnie! Rzeczywiście wpis lekki i choć przez najbliższy czas pewnie tam moja noga nie postanie, ale miło się zwiedzało chociażby wirtualnie :)
Wirtualnie przynajmniej cieplej ;]
Ha! A ja bym z miłą chęcią zamieniła dzisiejszą polską pogodę na tą zimową. Z pocałowaniem ręki bym wzięła!
Jedzenie przepiękne. Wierzę, że i pyszne! Sam Edynburg również wygląda niezwykle zachęcająco :)
Tyle pyszności <3
Świetnie razem wyglądacie :)
ahhhh, Edynburg piękny! Zresztą ja bym chętnie odwiedziła każde miasto, w którym mnie nie było :) Mam taką refleksję, że na zdjęciu z Wietnamskim jedzonkiem Twój PM ma zaciśnięte pięści i ledwo się powstrzymuje żeby się nie rzucić na swoje danie łącznie z tymi liśćmi czekając aż Ruda cyknie foto… Czytaj więcej »
Faktycznie! W ogóle tego nie wyłapałam, ale masz rację, ta mowa ciała nie wróży nic dobrego :D
Jesteś z Żor? Cóż za zbieg okoliczności! od jakiegos czasu śledzę Twojego bloga i korzystam z fotograficznych wskazówek :-) Nie wiem jak często bywasz w Żorach, ale ja wracając na stałe po 3 latach zauważyłam dużo nowych lokali, Zymft oczywiście rządzi, chociaz ja bardzo lubię puzzerie Faraon. Z nowych kawiarni… Czytaj więcej »
Mój mąż jest z Pawłowic, a to rzut beretem od Żor :)
dzięki za polecenie kilku miejsc, chętnie skorzystam przy najbliższej okazji! Również pozdrawiam!
Malowaną kawę odwiedzam już kilka tygodni. Muszę w końcu ruszyć tyłek ;)
Przy takim upale tęsknie za płaszczykiem i kapeluszem. Chętnie pojechałabym do Szkocji, nie byłam również nigdy w Anglii więc dla mnie takie klimaty byłyby raczej nowością. :)
No co Ty, aż tak tam u Was gorąco? :)
Dla mnie tak, stanowczo za gorąco, umieram wręcz. Jestem fanką temperatur powyżej 25 stopni wyłącznie nad morzem, albo nad basenem. Na co dzień wolę stanowczo chłodniejsze dni, a moja ulubiona pora roku to zima. :)
Kokosowe to mój ulubiony smak! Piąteczka, krasnalu ;)
W Anglii byłam ostatnio z osiem lat temu, w Szkocji wcale. Kusi mnie, żeby wybyć w te okolice na jakiś długi weekend.
Dziękuję Ci za wyróżnienie :* Skarbnico Wiedzy ;) kurcze zupełnie zapomniałam co miałam pisać, ach ta starość:P muszę wrócić do tekstu. Trochę się ostatnio posmuciłam na Zymft, kiedy dostałam nieźle przysmolonego burgera. Mam nadzieję, że to jednorazowy incydent. Póki co Mężozwierz robi mi pyszne burgery. Wiesz jak będziesz w okolicy… Czytaj więcej »
Uważam, że jesteś bardzo pozytywnym przykładem, pokazujesz, że każdy może podążać za swoim marzeniem, a o tym warto pisać, mówić, krzyczeć!
Te tosty z jajkiem chyba mi się przyśnią;)
Jeśli będę wybierać się do E. na pewno skorzystam z twoich wskazkówek! Muszę przyznać, że na Twojego bloga trafiłam niedawno, a wkręciłam się od razu. Fotografia była (i nadal jest – choć w wersji zakurzonej) moją pasją przez kilka ładnych lat. Studia, robota – musiałam odrzucić ją na bok. I… Czytaj więcej »
tyle pyszności;)
Cześć Natalia;) Zaglądam tu od niedawna i już mi się tu spodobało, jestem fotografką amatorką, ale z braku czasu czy chęci zostawiłam moją pasją na długie miesiące. Zaniedbałam ją. Teraz odświeżę sobie wiedzę, i napewno skorzystam z twoich rad. Powyższy post napewno mi się przyda, gdyż wybieramy się z Lubym… Czytaj więcej »
Fajnie słyszeć, że mamy podobne zainteresowania! ;] Co do Edynburga, zatrzymaliśmy się w hotelu niedaleko Haymarket, bo tam pełno fajnych miejsc na śniadanie i na obiad, ale samego hotelu chyba bym nie poleciła. Może poszukaj czegoś przez airbnb, mam link afiliacyjny, jeśli zarejestrujesz się, klikając w ten link, otrzymasz 92zł… Czytaj więcej »
Cieszę się, że do Ciebie trafiłam – co prawda nie przez przypadek :) Świetny blog – nie raz tu jeszcze zagoszczę :D ..a do Edinburgha mam ogromny sentyment :) :)
Pozdrawiam!!!
Super to słyszeć!