Gdy dochodzę do siebie, moje auto nie stoi już na środkowym pasie przed rondem. Stoję na trawie, na poboczu, coś mi się leje z oczu, nie umiem tego powstrzymać. Wysiadam. Obok drugi samochód, większy, czarny, i kobieta, lat 40, pyta, czy ze mną dobrze, ona przeprasza, ona myślała, że przejechałam, ona chciała stanąć, tam gdzie byłam ja. Pyta o karetkę, przecząco kręcę głową, gdy widzę tył swojej Corsy robi mi się cholernie zimno.
Wylewanie gorzkich żali na cały świat, w świat, to nie ja. Z założenia staram się nie skupiać na smutkach (to jest proces ciągły!), a problemy rozwiązywać, ale nie chcę, aby moja osoba ociekała lukrem w Waszych głowach. Do optymistki jest mi daleko, a moi bliscy doskonale wiedzą, jak bardzo ludzka jestem. Ze wszystkimi blaskami i cieniami tego stwierdzenia. Dlatego czasem dzielę się z Wami tym, co mnie uwiera, boli, przeraża. Tak. Dziś bardzo się boję.
Luty 2011. Po raz czwarty siadam samodzielnie za kółkiem, ręce trochę mi się trzęsą, zapinam pasy, jadę lewą stroną, jak to na Anglię przystało. Jedno rondo, trzecie, piętnaste. Jest przed ósmą rano, ruch spory. Przed entym skrzyżowaniem zatrzymuję się, wiem, że nie zdążę przejechać, adrenaliny nie lubię.
Huk.
Gdy dochodzę do siebie, moje auto nie stoi już na środkowym pasie przed rondem. Stoję na trawie, na poboczu, coś mi się leje z oczu, nie umiem tego powstrzymać. Wysiadam. Obok drugi samochód, większy, czarny, i kobieta, lat 40, pyta, czy ze mną dobrze, ona przeprasza, ona myślała, że przejechałam, ona chciała stanąć, tam gdzie byłam ja. Pyta o karetkę, przecząco kręcę głową, gdy widzę tył swojej Corsy robi mi się cholernie zimno. Wręcza mi jakąś kartkę, dane ubezpieczyciela, nazwisko, pyta, czy zostać, odjeżdża; nie wzywam policji, wzywam wtedy-jeszcze-nie-męża mego, żeby mnie uratował. Do domu turlamy się na awaryjnych, może z dziesięć na godzinę.
Po paru godzinach rwący ból w karku, szpital, rentgeny, kości całe, coś na ból, whiplash – diagnoza. Przejdzie. Odpocząć. Minie. Do kilku tygodni. Samochód do kasacji, mam nadzieję, że ja nie.
Trzy komisje lekarskie: „minie do trzech miesięcy”, „do pół roku minie, to normalne”, ” do roku nie będzie żadnych objawów, tak się czasem zdarza, ale do roku będziesz jak nowa”.
Za kółko nie wsiadam kolejne półtora roku, zaliczam epizod z terapeutką, ale głupia jest, więc szybko rezygnuję. Czuję się niepewnie, choć shit happens, a wina moja żadna. Do powrotu zmusza mnie PM, na początku jeżdżę nocami, na nowo oswajam się z drogą, trochę przerażają mnie ronda, na TAMTYM łamie mi się głos.
Dziś piszę do Was z perspektywy niemal czterech lat. Mam za sobą trzy fizjoterapie, kilka sesji masaży, dwie osteopatie, akupunktury. Jakiś czas temu mój GP skierował mnie do kolejnego fizjo, gdy babeczka zajrzała w kartę, odesłała mnie do domu.
Mam za sobą cztery lata zdradliwego bólu. Cztery lata, gdzie każdy napisany list przemieniał się w zesztywnienie karku na następne dni. Sen przerywany. Gdy w hotelu nie mam swojej profilowanej poduchy, cierpię jeszcze bardziej. Cztery lata bezradności. Nie słuchajcie ludzi, gdy mówią Wam, że do bólu można się przyzwyczaić. Tabletki łykałam, kiedy napięte mięśnie, wyciskały ze mnie łzy. Gdybym brała wszystko to, co zalecali lekarze, musiałabym leczyć już żołądek i wątrobę. Miałam kilka miesięcy przerwy od pracy, od czterech lat podniesienie cięższych zakupów kończy się natychmiastowym napięciem mięśni, o których nie miałam pojęcia. Czasami coś mi chrupnie, czasami stwardnieje na kamień. Trochę się już z tym obyłam, już wiem, co mi zaszkodzi, których ćwiczeń wykonać nie mogę. Trochę się na krzywe uśmieszki napatrzyłam, z managerem bój stoczyłam, bo na chorobowe pójść łatwo, skoro tym zdrowym świetnie się udaje. Trochę przeszłam z tym wszystkim do porządku dziennego, choć nie jest to codzienność uwielbiona. Miewałam też długie dni spokoju, z nadzieją, że już tak zostanie.
Zorientowali się już, że te dłonie ludzkie i chińskie igiełki na niewiele się zdają. No powinny, ale pomóc jakoś nie chcą. Już nie mówią za ile mi przejdzie. Dlatego jutro idę na zabieg, trochę większymi igłami, od roku wyczekiwany. Injection treatment. Nie będę tłumaczyć, nie chcę widzieć, chcę być po. Trzymajcie za mnie kciuki!
Nie mogę powiedzieć, żeby dwie sekundy nieuwagi tamtej pani, zrujnowały mi życie. Nie ta prędkość, nie ten kąt. ALE. Chciałabym pozbyć się ograniczeń, które narzuca mi ból. I tak sobie pomyślałam, sporo Was już tutaj zagląda, a może są i tacy, co często jeżdżą zmęczeni, albo tacy, co rutynowo pokonują dzień-w-dzień tą samą trasę, na autopilocie, nie zdając sobie sprawy, jakie i to może być niebezpieczne. To często kwestia nieuwagi, ale bywa, że i brak wyobraźni, rozkojarzenie. Codziennie dochodzi do poważniejszych wypadków, ludzie giną, nie chcę wiedzieć, jakie to są liczby. Zawsze mocniej interesują nas losy tych, których znamy, a my już się trochę poznać zdążyliśmy, więc może ta historia, nie setki zasłyszane w Faktach, będzie miała wpływ. Okazuje się, że nawet drobne stłuczki, potrafią zachwiać ludzkim życiem, wybić zęby, albo z rytmu. PROWADŹCIE OSTROŻNIE. I jeśli choć jedna osoba, po przeczytaniu tego wpisu, zwolni, albo nie wsiądzie za kółko, to będzie sukces, bo…
[readolog_blockquote ]W niebie nie ma pierogów.[/readolog_blockquote]
Tak naprawdę to droga, którą pokonujemy rutynowo każdego dnia może okazać się największym zagrożeniem, bo znając ją doskonale nie spodziewamy się niczego nadzwyczajnego, wykonujemy dodatkowe czynności jak malowanie się, rozmawianie przez telefon, jedzenie.
Dokładnie, jesteśmy wtedy mniej uważni gdy poruszamy się po czymś co przecież znamy lepiej niż własną kieszeń :/ Natalio trzymam kciuki aby jednak ten ból kiedyś Ci przeszedł, dużo zdrówka!
Przybijam piątkę. Oczywiście opierając głowę o fotel, bo mam za sobą tą samą diagnozę. Prawie 4 lata – nadal się nie uporalam.
Zaglądam od niedawna, ale wiem, że na dłużej. Równy rok temu spowodowałam stłuczkę przysłowiowo”wjechałam w dupę” bo właśnie się zagapiłam, rozkojarzyłam czymś innym co działo się na prawym pasie. Auto się toczyło na luzie, oporem było auto przede mną które czekało na zielone światło. I Bogu dziękuję, że tej Pani… Czytaj więcej »
To rzeczywiście musiała być dla Ciebie trauma! Całe szczęście, że nikomu nic!
Uśmiałam sie właśnie, bo czytając Twój wpis jadłam pierogi! Odnosząc sie do samego tekstu to poruszyłaś ważny temat. Nie mówię tu o samej ostrożnej jeździe, ale o traumie jaka pozostaje po wypadku. Ja jestem po czterech operacjach kolana (narty) i wiem jak głęboko to wchodzi w głowę. Trzymaj się! pozdrawiam
Mój Mąż niestety cierpi na niekończące się bóle w szyi, także od wypadku samochodowego. Tego, co człowiek się najeździł, naszukał, nabadał, nikt nam nie odda. A diagnozy jak nie było, tak nie ma. Jest za to ból. I czasowe unieruchomienia karku. Minęło dużo więcej czasu, niż obiecywano nam na poprawę.… Czytaj więcej »
Jeśli ten zabieg nie okaże się pomocny, póki co moi lekarze też nie mają dla mnie zbyt wielu rozwiązań. Dlatego jestem dobrej myśli. Co do Twojego męża, oczywiście znam tylko sprawę ze swojego doświadczenia, nie jestem lekarzem, ale warto poszukać jakiś alternatywnych metod leczenia? Moim największym problemem są ciągle napinające… Czytaj więcej »
Swego czasu próbowaliśmy masaży, jednak tak jak piszesz, to pomoc tylko okresowa. U mojego męża problem polega na tym, że w szyi dzieje się coś, co możnaby określić przeskakującym/wyskakującym kręgiem. Chwila nieuwagi, zły ruch głową, szybki jej obrót, i szyja unieruchomiona na kilka(często: -naście) godzin. Tabletki, masaże i poszukiwanie lekarzy,… Czytaj więcej »
I przypomina mi się moja stłuczka choć to nie ja prowadziłam. jedno szczęście niewiele nam się stało, ale wina za całość spadła na nas mimo, że nie tak było. Samochód o dziwo dalo się naprawić acz kol wiek taniej było by sprzedać w całości lub na części.
Jeżdżę bardzo ostrożnie, uważam, ale co z tego jak właśnie ktoś uważać nie może a potem samo przepraszam, odszkodowanie, nie wystarcza…a poruszać się jakoś trzeba czy za kółkiem, pociągiem, autobusem. Kierowca powinien sadzać tyłek do samochodu wypoczęty, nierozkojarzony wczorajszą imprezą i odbijającym się jeszcze alko a wszystko „powinno” być ok.… Czytaj więcej »
Dzięki bardzo. Dałam!
Całkiem niedawno przechodziłam przez pasy w centrum miasta w godzinach szczytu i ogromnego wolnego korku. Minęłam na samym środku jezdni na pasach pewną staruszkę, którą dosłownie krok za mną potrącił z impetem samochód. Miałam szczęście, ona nie. To ja udzielałam kobiecie pierwszej pomocy, ja dzwoniłam po pogotowie i po policję,… Czytaj więcej »
Zaliczyłam też stłuczkę, gdy kobieta jadąca za mną nie wyhamowała (ja stałam sobie spokojnie na czerwonym…), bo się zagapiła. Szczęście, że butla z gazem mi nie wybuchła.
Mój brat to już w ogóle ma pecha, ciągle ktoś w niego wjedzie, biedny.
Ruda, głowa do góry!
Podziwiam Cię kobieto! Mało osób zachowałoby zimną krew w takim przypadku.
Matko! Ale ta kobieta miała szczęście, że miała Cię obok. Zachowałaś się po mistrzowsku, brawa dla Ciebie, jestem pełna podziwu!!!!!
Wieczorem jak położyłam się na łóżku to dopiero do mnie dotarło co się działo. Sama nie wiem skąd we mnie taka odwaga, to chyba wina adrenaliny, bo na co dzień raczej boję się takich krwawych spraw.
Parę lat temu sama byłam uczestnikiem wypadku. Przechodziłam przez przejście,wszystkie samochody się zatrzymały i kiedy schodziłam z pasów z parkingu z dość sporą prędkością wyjechał samochód i wjechał we mnie. Straciłam przytomność,odzyskałam dopiero w karetce i nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Prawie 3 tygodnie w szpitalu,pod kroplówką. Kierowca… Czytaj więcej »
Bardzo mi przykro. Mam nadzieję, że będzie coraz lepiej.
Dokładnie to znam, rok temu spadłam ze schodów przez nieuwagę i nadal męczę się z bólem pleców i nadal wszyscy mówią że mięśnie trzeba rozciągnąć, że jakieś tabletki brać, witaminy i nic. Wciąż to samo. Trzymam mocno za ciebie kciuki, dasz radę nie taki zabieg straszny jak o nim mówią… Czytaj więcej »
Przede wszystkim przykro mi, że musiało Cię coś takiego spotkać. Trzymam mocno kciuki za jutrzejszy zabieg – myślami będę z Tobą! Ja również miałam nieprzyjemny incydent na drodze. Pewien Pan stojąc na stopie, postanowił nagle go zignorować i wjechał z impetem wprost na mnie. Żeby było śmieszniej uderzył w stronę… Czytaj więcej »
Właśnie najgorsza jest ta bezsilność w momencie gdy doskonale widzisz, że ktoś jedzie na Ciebie, a ty nie możesz uciec, bo nie ma gdzie. Miałam to samo tyle, że u mnie facet wyjechał mi z zakrętu na czołówkę, a ja po swojej prawej miałam tylko niesamowicie wąski chodniczek o zdumiewająco… Czytaj więcej »
Jolka, Ty to masz hart ducha, skoro po paru dniach znów miałaś w sobie odwagę prowadzić auto. Silna babka z Ciebie! Dzięki za podzielenie się tą historią, cieszę się, że nikomu nic się nie stało. A ta bezsilność… nie wyobrażam sobie tych ułamków sekund, kiedy już wiesz, co się stanie,… Czytaj więcej »
„Właśnie najgorsza jest ta bezsilność w momencie gdy doskonale widzisz,
że ktoś jedzie na Ciebie, a ty nie możesz uciec, bo nie ma gdzie.” Straszne… :(
Witam, jestem tu pierwszy raz. Będę czytać. Ja sie chyba mogę poniekąd nazwać zawodowym kierowca. Doświadczenie nauczyło mnie, zeby za kierownica mieć oczy dookoła głowy, a innych kierowców traktować jakby nie umieli jeździć. Życzę Ci powrotu do zdrowia i mimo wszystko prowadzenia samochodu bez lęku.
Bardzo współczuję i życzę żeby jutro wszystko się dobrze udało. I co najważniejsze, żeby pomogło. Pozdrawiam!
Janine Shepherd – A broken body isn’t a broken person, polecam obejrzeć, którki filmik TEDx :)
Dzięki Beata, zaraz patrzę!
Sama na początku swojej historii z samochodem miałam wypadek. Pan kierowca ciężarówki nie bardzo zwracał uwagę na znaki i z podporządkowanej ulicy jednokierunkowej wjechał sobie śmiało na główną o normalnym rozkładzie ruchu. Pech chciał, że wjeżdżając w zakręt nie zwolnił, dalej jechał przy lewej stronie drogi i nie zdążył wyhamować… Czytaj więcej »
Byłam świadkiem jak kobieta przez nieuwagę (bo się zamyśliła) zabiła kobietę na pasach…Prawda jest taka, że możemy jeździć zgodnie z przepisami, ostrożnie, dbać o siebie i pasażerów, ale nietstety wystraczy jeden pijany, naćpany, zamyślony kretyn, korzystający z telefonu i może dojść do tragedii.
Dodatkowo zauważ, że prawie zawsze giną niewinni ludzie, a sprawcy mają się świetnie. Korzystanie z telefonów podczas jazdy jest nagminne! Ludzie nie potrafią zrozumieć, jakie to ze sobą niesie zagrożenie. Jak dostałam prawko i obyłam się z jazdą, to myślałam, że jestem niezniszczalna na drodze i sięgałam po telefon w… Czytaj więcej »
Dlatego ja nigdy nie biorę telefonu do ręki, nie jem, nie maluję oczy, nie wyrywam brwi (a znam i takie!), a nawet nie spoglądam na pasażera w trakcie rozmowy. Gdy jesteś kierowcą, musisz oddać się temu w 100%. I nie ma zmiłuj.
Raz mieliśmy z mężem jedną taką sytuację, stojąc w gigantycznym korku na samym końcu i nagle huk… Pan który jechał za nami nie zauważył… zamyślił się… też miałam problem z kręgami szyjnymi. Niestety na drodze wszystko może się zdarzyć.
Ja zawsze w takich sytuacjach odruchowo włączam światła awaryjne, bez różnicy czy jest dzień czy jest noc czy korek czy światła, bo akurat trwają roboty drogowe. Zawsze jak stoję na końcu i wiem, ze ktoś może właśnie się zagapić i nie zauważyć. Nauczył mnie tego mój tato. A ze stłuczką… Czytaj więcej »
Myślę, że osoba, która jechała za nami nie zauważyła by nawet tych świateł. Pan jak wysiadł z samochodu to do mojego męża ale proszę Pana jak Pan jeździ… i dopiero po chwili namysłu zorientował się, że to z jego winy. Ale dzięki za uwagę :) Pozdrawiam serdecznie :)
Do mnie w ten sam sposób wjechała kobieta, na szczęście mój mąż „stał na luzie”, a z tyłu mamy hak.
Sama nie mam jeszcze prawa jazdy, jestem w trakcie kursu, ale często jeżdżę z moim chłopakiem (w roli pasażera oczywiście). W moim mieście obecnie jest dużo robót drogowych, budują nam trasę ruchu. I w związku z tym mamy często pojawiają się nowe pasy ruchu na drogach, czasem droga jednokierunkowa staje… Czytaj więcej »
Wiesz ile miałabym już natrzaskanych samochodów, gdyby nie MOJE uniki? Mam takie problematyczne rondo niedaleko domu, przejeżdżam nim minimum 2 razy dziennie, i choć prędkości tam są niewielkie, ludzie nie mają zielonego pojęcia jak się po nim poruszać, przez co wielokrotnie tam wciskam klakson, uciekam na pobocze, albo do dechy… Czytaj więcej »
Jeżdżenie na pamięć jest bardzo zdradliwe…
Poruszyłaś trudny temat, często przemilczany. Gorąco trzymam kciuki za zabieg i o powrót do zdrowia, a jeśli nie w pełni – to choć o krok, bo przecież każdy krok się liczy.
Ciężko jest, sama o tym dobrze wiem. Choć nie mam dolegliwości fizycznych, to każdy wyjazd z większą prędkością (poza miasto) wiąże się u mnie ze sporą traumą. A przecież od wypadku minęło już dziesięć lat…
[…] chodzi mi o te specyficzne skrzyżowanie w mieście, niby bezpieczne. A ostatni wpis Natalii to zmroził mi krew w żyłach. Tylko dwie sekundy nieuwagi… bezpieczne […]
Sama łapię się na chwilach nieuwagi w trakcie prowadzenia auta. Głównie na tych samych trasach, które pokonuję codziennie.
Dziś właśnie zdałam swoje prawo jazdy, za pierwszym razem, ale wiele osób gratulując mówiło mi: „w końcu”. Ponieważ postanowiłam zdawać dopiero teraz, mając 25 lat. I tego najbardziej się boję – ja mogę jechać najostrożniej na świecie, ale ktoś inny nie, a ja nie będę mieć szansy zareagować… Jak czasem… Czytaj więcej »
Z całego serca życzę Ci by się udało. Jeśli nadal będziesz miała problemy to może warto
zapytać neurochirurga. Prof. Harat Marek pomógł kilku moim znajomym. W Google znajdziesz
bez problemu Adres: Widok 79, Bydgoszcz, Polska,Telefon:+48
695 913 926
Bardzo Ci dziękuję, będę miała na uwadze tego pana.
Jeśli miałabym zrobić poważne postanowienie noworoczne- prawo jazdy. Provisional mam już od kilku lat i 'szalaję’ po drogach (mniej uczęszczanych). Ale tak się zastanawiam, czy my wszyscy nie jesteśmy bezpieczniejsi jeśli złapię autobus do pracy?! Lepiej dla środowiska (tak sobie wmawiam!)
Życie z bólem… mogłabym o tym książkę napisać, tylko u mnie nie ma co doszukiwać się winy w wypadku, nic z tych rzeczy, ot po prostu popsułam się, przeszłam operację kręgosłupa, po której też słyszałam co chwilę odraczany termin możliwej poprawy, znam te hasła: 3 miesiące, pół roku, rok i… Czytaj więcej »
Bardzo długo opierałam się zrobieniu prawa jazdy ze względu na wypadek samochodowy, który przeżyłam w dzieciństwie. Jadąc samochodem jako pasażer spinałam się przez całą drogę, a dłonie pociły mi się niemiłosiernie. W końcu odważyłam się i zrobiłam prawko, kolejne kilka miesięcy nie wsiadłam za kółko bo paraliżował mnie strach, twierdziłam… Czytaj więcej »
I choć zaglądam tu rzadziej niż bym chciała (serio, bo mam wrażenie że jesteś fenomenalną babeczką z jajami, z którą kiedyś bym się chciała wybrać na pyszną kawę), to chciałabym Ci życzyć mega szybkiego powrotu do zdrowia. I dużo cierpliwości i siły :) Riposta oczywiście jest najlepsza, bo pierogi nie… Czytaj więcej »
W takim razie kiedyś kawka obowiązkowo! :) Dzięki za życzenia :)
Strasznie podoba mi się Twój blog! Oby tak dalej! :)
Miałam podobną sytuację, z tym, że pani, która wjechała w tył naszego samochodu miała jakieś 60 km/h na liczniku. Zawsze jeździliśmy w dłuższe trasy mniejszym samochodem, na tą konkretną wybraliśmy większe kombi. I dobrze, bo właśnie wielki bagażnik uratował mi życie- siedziałam z tyłu. Niby nic mi się nie stało… Czytaj więcej »
Maju, szalenie Ci współczuję! Konsekwencje, jakie poniosłaś będą Ci się „wdawać we znaki” pewnie całe życie, u mnie też już orzeczono stały uszczerbek na zdrowiu, ale najważniejsze, żebyś się nie poddawała! Próbuj, walcz i ja mocno wierzę, że lekarze mogą się mylić, a ludzkie ciało ma niesamowite zdolności regeneracyjne. Ściskam!
Życzę Ci rudzielcu, żeby ten ból naprawdę się kiedyś skończył… :)
I właśnie dlatego nie mam prawa jazdy i na razie mieć go nie chcę, Mam koncentrację małego kotka i jeszcze bym komuś krzywdę zrobiła. Póki nie dorosnę tyle, ile uznam za słuszne (a i młoda jakoś specjalnie nie jestem), nie mam zamiaru wsiadać za kółko.
Mieszkam przy dużej ulicy. Nie ma barierek, tylko chodnik i obok pędzące auta. Niczym na autostradzie. W nocy tylko słyszę, jak niektórzy przemierzają tę ulicę w kilka sekund i mrozi mnie, jak pomyślę, że auto czy motor mogłoby wypaść z ulicy na chodnik na kogoś, kto akurat by sobie niewinnie… Czytaj więcej »