pamiętnik jest rudo

Z dziennika rudej paskudy

W domu udaje mi się utorować kilka ścieżek do newralgicznych pomieszczeń. Obiad zlecam PM, niech kupi coś gotowego; to ten etap, kiedy zastanawiam się czy warto poświęcić 15 minut na umycie włosów, czy może powinnam zacząć pisać esej na trzy tysiące słów na najbliższy piątek. Dzięki ci współczesności za suche szampony! Do budynku wpadam minutę przed czasem. Okazuje się, że to dziś jest deadline na moje case study, tak, dokładnie na te, których jeszcze nie mam…

Czwartek

Podejmujemy decyzję o przeprowadzce, wertujemy umowę, dwa miesiące wypowiedzenia, spoko, na pierwszego czerwca będzie w sam raz. Telefon do agencji, muszę zbierać szczękę z podłogi, cyce też – kontakt niejasno napisany, a może to my czegoś tu nie zrozumieliśmy, umowy nie możemy zerwać do marca 2017. Dwa bite lata. Nie miesiące. Chyba trzeba będzie się sądzić.

 

Piątek

Wyspałam się i stwierdzam, że jakoś to wszystko ogarniemy, decyduję się więc rozpocząć wyprzedaż. W najgorszym wypadku będziemy żyć jak mnisi (a może to Chińczycy..) – nie że o ryżu i wodzie – ale na poduszkach. Rejestruję się do kilku 'sprzedażowych’ grup na fejsbuku, w 24h pozbywam się WSZYSTKIEGO. Biją się o krzesła, jadalniany stół i białe komody. Działanie mam we krwi, w tak zwanym międzyczasie, poszukuję potencjalnych lokatorów na nasze miejsce. Ostatecznie, po kilku godzinach spędzonych na odpisywaniu na prywatne wiadomości i kolejnych kilku na pisaniu wiosennego wyzwania, nie wiem jak mam na imię i zasypiam w trybie natychmiastowym. Tego dnia nie miałam mejkapu, inaczej byłaby to pierwsza noc z takowym na twarzy.

 

Sobota

To dziś stado ludzi ma się przetoczyć przez moje mieszkanie po odbiór wylicytowanych mebli. Korektor, puder, trochę rozświetlających cieni i tusz do rzęs – wyglądam niemal rześko. PM przeczesuje włosy ręką – zdaje się, że na tym zakończy. Zrobiłam sobie listę, rozpiskę ludziowo-godzinowo-rzeczową, wieszam na lodówę i bardzo dziwi mnie fakt, że w całym tym bałaganie jakimś cudem nie sprzedałam wszystkiego po kilka razy. Podłoga obleka się tęczą, gdy tak radośnie wyrzucamy wszystko z już-nie-naszych szafek i komód. Stare i nienoszone ciuchy lądują w czarnym worku. Od razu mi lepiej, nabieram zapału do pracy. Szkoda czasu na obiad, zjadamy więc jajecznicę. Uświadamiam sobie, że łażę głodna już od kilku godzin. W międzyczasie po raz trzeci oprowadzam Potencjalnych Przyszłych Lokatorów, nawet zaczyna mnie to bawić. Z przyjemnością odkrywam w sobie nieskończone pokłady energii, gdy nie zniechęca mnie kolejna warstwa farby do położenia na drewnianą komodę. W szale odmalowuję od razu komódkę na biżuterię i szafkę nocną – a nóż ktoś będzie chciał odkupić. Operacje renowacyjne przeprowadzam w kuchni metr na metr, w bieliźnie, bo za cholerę nie mogę znaleźć ciuchów do zadań specjalnych. Wieczorem, gdy wzrokiem ogarniam cały ten bałagan i braki, jest mi trochę smutno.

 

Niedziela

Budzi nas słońce, dobry znak! Wpuszczam trochę tlenu, sącząc poranną, jeszcze zbyt gorącą, herbatę, wystawiam na fejsie szafkę nocną, tym razem nie mam tyle szczęścia i z rozpędu sprzedaję ją dwa razy. Muszę nakłamać… mąż siadł i noga poszła, szafka nie do użytku, przykro mi bardzo, haha ci faceci, czarne charaktery, bla bla bla. Mam nadzieję, że mnie wpuszczą do raju. Odsuwam od siebie tą nieprzyjemną myśl i z trochę mniejszym entuzjazmem, niż dzień wcześniej, oddaję się woskowaniu pomalowanych mebli, drugą ręką pakuję i adresuję szmaty, które udało mi się sprzedać na ebay. Najwyraźniej czas mija szybciej, niż sobie to zaplanowałam, decyduję się na suchy szampon, robię szybki makijaż i pędzę do pracy. Moja kolej na prowadzenie zmiany, jej, jak pięknie, zaraz dwadzieścia pięć luda będzie coś ode mnie chcieć, a ja marzę tylko o zwinięciu się w kłębek na sofie, która już nie jest moja i obejrzeniu kolejnego odcinka Shameless; chyba tylko u nich jest gorzej. Przez 10h godzin walczę z uczuciem zmęczenia, tworzę nowe listy rzeczy do sprzedania, by po powrocie do domu paść w długą i modlić się o skok czasowy o jakiś miesiąc do przodu.

 

Poniedziałek

Początek tygodnia spędzam w collegu. Cholera! Trzy case study po 500 słów każde, a ja jestem w połowie. Projekt CV, business card i jakieś tam zdjęcie, sama już nie pamiętam. Zastanawiam się co mogę sobie darować, decyduję się odpuścić wszystko po trochu. W domu udaje mi się utorować kilka ścieżek do newralgicznych pomieszczeń, robię śniadanie i zasiadam do projektów. Po kilku godzinach kończę drugi case study i brak mi pomysłu na ostatni. Niemalże się cieszę, gdy kolejni Potencjalni Lokatorzy wpadają obejrzeć chatę. Obiad zlecam PM, niech kupi coś gotowego, sama zjadam jajka sadzone (Dr. Lifestyle twierdzi, że to samo zdrowie); to ten etap, kiedy zastanawiam się czy warto poświęcić 15 minut na umycie włosów, czy może powinnam zacząć pisać esej na trzy tysiące słów na najbliższy piątek. Dzięki ci współczesności za suche szampony! Na poczcie wyjątkowo długa kolejka, stoję jednak twardo, piszę na fejsbukowej tablicy collegu o zaistniałej sytuacji, to luzacy są, zrozumieją. Do budynku wpadam minutę przed czasem, dziękując sobie za kozaki na niskim obcasie. Okazuje się, że to dziś jest deadline na moje case study, tak, dokładnie na te, których jeszcze nie mam. Spinam dupę i w trzy godziny wymyślam temat, znajduję materiały, [odbieram telefon od PM – agencja i landlordzi litują się nad nami, możemy zerwać umowę za bagatela 360 funtów], piszę pracę, [po kilku esemesach okazuje się, że data wyprowadzki przesuwa się znacząco… na połowę kwietnia], tłumaczę na angielski, [dzwonię do Potencjalnych Przyszłych Lokatorów z radosną nowiną], dodaję tematyczne zdjęcia [odbieram telefony od Potencjalnych Przyszłych Lokatorów, którzy nie słyszeli poprzedniego połączenia i staram się sprawiać wrażenie osoby rzeczywiście wsłuchanej w temat zajęć], i tworzę rzetelną bibliografię. Oddaję na czas, chyba bardziej zdziwiona niż dumna.

 

Wtorek

Dzień w którym żaden suchy szampon mi już nie pomoże. Nie gotuję, nie sprzątam i nie myję garów – od rana zasiadam do komputera i w mig uświadamiam sobie, że jeśli zrobię kolejną rzecz, którą POWINNAM ZROBIĆ… oszaleję! Od pięciu dni roztrajam się na czworo, aby ogarnąć cały ten bałagan, który sami na siebie ściągnęliśmy i dziś mówię dosyć. Nie mam pojęcia, kto z Was zadeklarował wzięcie udziału w wyzwaniu, widzę tylko liczbę komentarzy, na fejsbuka wrzucam coś na prędce i pędzę dalej, to samo z insta. Odpowiadając na Wasze mejle i prywatne wiadomości nie mogę się śpieszyć, muszę mieć czas, aby zrobić to dobrze, możecie jeszcze troszkę poczekać? Trochę mi się wszystko wywróciło do góry nogami, trochę nakumulowało, a ręce tylko dwie, lewe na dodatek. Rzeczy, które lubię, nie robiłam od pięciu dni, a przede mną jeszcze trzy tygodnie intensywnego oczyszczania przestrzeni i zagracania nowej ;) Ale jeszcze tu wrócę!

Rate this post

DOŁĄCZ DO LISLETTERA

.
RÓB FANTASTYCZNE ZDJĘCIA TELEFONEM
ZADBAJ O SIEBIE Z POMOCĄ #DBALNIKA

Wartościowy artykuł? Udostępnij:

NAPISZ CO MYŚLISZ, SKOMENTUJ:

Zasubskrybuj
Powiadom o
guest
31 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Monika Ciesielska

Kiedy nie ma szans na zjedzenie pełnowartościowego posiłku, takie jajo to naprawde dobry pomysł, bo dostarcza komplet aminokwasów egzogennych (takich, których nasze ciało samo sobie nie zbuduje z innych cząsteczek)… A zresztą. Jak nagle cały świat przewraca się do góy nogami to piramida żywienia nie ma szans pozostać w niezmienionej… Czytaj więcej »

Natalia Lis

Czyli że to pani wiosna nam takiego bajzlu narobiła? Niech no ja ją dorwę!

Nie mogłaś poczekać z wyprzedawaniem zbędnych gratów do ostatnich maks 2 tygodni ^^ ? PS. Zaburzyłaś swoją idealną harmonię w kalendarzu postów – jednak jesteś tylko człowiekiem <3 ;*
A tak serio, wytrwałości ; )

Natalia Lis

No właśnie nie mogłam, bo nie chciałam ryzykować, że zostanę z meblami, na które nie mam miejsca. Nie miałam pojęcia, że się tak rzucą na to wszystko :)

Hahah, rozbawiłaś mnie tym harmonogramem, jak zerkniesz na poprzednie miesiące, zobaczysz, że to nie pierwszy raz :P

Aleksandra Pekel

Dzięki tym Twoim wyprzedażą facebookowym, odkryłam, że istnieje w ogóle taki blog i jest taka fajna babka w Milton:-) Pozdrawiam!

Natalia Lis

Ola, w życiu bym nie pomyślała, że ktoś zacznie mnie czytać w taki sposób!

Vika Nova

Kochana walcz, a my poczekamy :)

aastridd aastridd

Heheh, doskonale wiem jak to jest. Sama się przeprowadzałam i to nie raz i nie dwa. Jak na „opuszczenie bloga” i tak ci bardzo dobrze idzie, bo wszędzie jednak coś nowego wstawiasz. Trzymam kciuki za zdrowie psychiczne w tym zaganianiu :)

Rób swoje a my czekamy na późniejszą relację ;) Nie zginiemy! W razie czego wszamamy jakąś jajecznicę :)

Joanna eSz

Powodzenia z tym wszystkim.
Za jakiś czas zapewne siądziesz na nowej, ładniejszej/wygodniejszej sofie i będziesz szczęśliwa, że to zrobiłaś :) Zmiany są dobre.
Tymczasem – zmotywowałaś mnie, żeby spiąć się mocniej ze swoimi rzeczami. Dzięki :)

Natalia Lis

Oprócz natłoku zadań i poczucia, że jeszcze masa rzeczy – już czuję ekscytację na to NOWE co nadchodzi!

karo

Dzielnie będziemy czekać :)

Karolina

Przeprowadzki to koszmar, niestety często na dłuuugo już po zmianie lokalu na nowy nie jest się w stanie doprowadzić wszystkiego do porządku. Niestety w przeciągu moich 4 lat mieszkania we Wrocławiu przeprowadzałam się SZEŚĆ razy, jednak zawsze zabierałam wszystkie graty ze sobą, bo szkoda mi było sprzedawać. Dobrze, że moje… Czytaj więcej »

Natalia Lis

Karolina, Ty to jesteś weteranka w takim razie! To moja 4ta przeprowadzka w ciągu 5 lat, a i na milion procent nie ostatnia! :)

Aneta Marcol

Dasz radę! Jestem pełna podziwu, ja bym już w sobotę leżała w kącie i płakała o.O A co dopiero jakiś esej! Życzę dużo energii i siły! Czekamy! :D

Sylwia Marcinek

Powodzenia!
Mnie czeka niedługo to samo.

Emilia

Uwielbiam styl w jakim piszesz – świetnie ,że cie odnalazłam w tej internetowej dżungli. Powodzenia :)

Komiteptol

No to widzę, że u wszystkich taki armageddon… Powodzenia!

Asia

Trzymacie się i powodzenia :) Kto jak to, ale Ty sobie na pewno ze wszystkim dasz radę!

joule

Chyba nie powinnam komentować, żeby nie zabierać Ci tak cennych w podobnych sytuacjach kilku sekund. Trzymaj się, Natalia ;)

Ania Kalemba

Ale szalone życie prowadzisz! A mi się wydawało, że to moje jest nie do ogarnięcia :D Powodzenia! :*

pysia buu

kurcze czytając coś takiego człowiek zaczyna się dołować i myśleć nad tym jakie to ma nudne życie i jaki z niego leń :D

Natalia Lis

Przydałoby mi się trochę nudy i rutyny teraz :)

a_kornatka #kornatkowo

Powodzenia i głowa do góry! ;)

Gazela

Wytrwałości, dasz radę!

Madl-len

Ślę przytulaski! Mnie w podobnych podbramkowych sytuacjach pociesza myśl, że kiedy to wszystko się skończy wezmę głęboki oddech i spokojnie wypiję herbatę. Trzymajcie się :)

kasia dytrych

Nie mogę się zdecydować co Ci napisać, więc wybierz sama zależnie od nastroju i potrzeby:
Do boju Dziewczyno, podbijesz świat swoją energią!
Nie martw się i bądź wagonem tybetańskich mnichów, co Cię nie zabije to wzmocni!

Niezależnie od powyższego: powodzenia, cierpliwości i sił SuperBohaterko!

Olfaktoria

Skąd ja to znam? Odhaczam kolejne wykonane zadania, a lista tych „to do” zamiast się skracać, wciąż się wydłuża ;-)

Natalia

Powodzenia!!!?

Sophie Rose

Hejo! Chciałam tylko spytać, czy te przecudne zygzaki które są tłem tego bloga, można wykorzystać u siebie? Są Twojego autorstwa?

Natalia Lis

Hej, nie są mojego autorstwa, ale za nic w świecie nie mogę sobie przypomnieć nazwy strony skąd pobierałam tę tapetę. Nie pamiętam też czy cokolwiek o tym pisałam, ale dam znać, jak znajdę jakąś wskazówkę